Wpisy archiwalne w kategorii
Cross
Dystans całkowity: | 11988.32 km (w terenie 852.20 km; 7.11%) |
Czas w ruchu: | 422:39 |
Średnia prędkość: | 18.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.10 km/h |
Suma podjazdów: | 1880 m |
Suma kalorii: | 23347 kcal |
Liczba aktywności: | 407 |
Średnio na aktywność: | 29.46 km i 1h 31m |
Więcej statystyk |
Nazbierane
Sobota, 3 września 2011 | dodano:04.09.2011Kategoria Cross
Km: | 83.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Kilometry sprzed wycieczek i po wycieczkach, w tym masa krytyczna.
Sanok- czyli tam i z powrotem + nowy rekord
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano:29.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 190.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 08:30 | km/h: | 22.35 |
Pr. maks.: | 61.50 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Już dłuższy czas planowana wycieczka została zrealizowana. Wraz z Pawłem i Michałem (Michaelao) wybraliśmy się do Sanoka w piękną niedziele. Piękną, bo nie było gorąco i nie padało, przy czym w sobotę było 33 stopnie w cieniu...
Wyruszyliśmy więc z Pawłem o 6 rano w kierunku Babicy, gdzie spotkaliśmy się z Michałem i dalej jechaliśmy już razem. Do Sanoka jechało się szybko, zajęło nam to tylko 4 godziny. Powrót nie był już taki piękny, m.in. ze względu na inną trasę i mój szybki spadek cukru... W Baryczy tak mi się zrobiło słabo, że prawie zemdlałam, miałam drgawki, zbladłam i było mi zimno. Zjadłam i wszystko wróciło do normy. O godzinie 21 byliśmy z Pawłem w domu. Z Michałem pożegnaliśmy się w Tyczynie.
Wracając do wycieczki :) Będąc w Sanoku, najpierw pokierowaliśmy się na Rynek. Tam też zjedliśmy, odpoczęliśmy chwilę. Chłopaki poszli zaczerpnąć informacji w Informacji Turystycznej i nabrali map i ulotek :D Kierując się jedną z nich, pojechaliśmy najpierw do Parku Miejskiego z punktem widokowym, na Zamek i do Skansenu, gdzie spędziliśmy najwięcej czasu. Miła pani w kasie dała chłopakom bilety ulgowe z racji tego że przyjechaliśmy rowerami :D A miły pan przechował nam rowery w kotłowni. Tym sposobem spokojnie mogliśmy chodzić i zwiedzać.
Nowa część jeszcze niestety nie była otwarta, ale jej otwarcie będzie za 2 tygodnie. Na pewno jeszcze tam przyjedziemy, bo nowe budynki naprawdę wyglądają zachęcająco.
Po skansenie poszliśmy na pizzę, później w drogę. Pojechaliśmy w kierunku Gór Słonnych na najdłuższą serpentynę w Polsce. Rzeczywiście jest długa, ale ponoć podjeżdżaliśmy z tej "lepszej" strony. Nie wiem czy bym podjechała z tej drugiej strony :D Na górze punkt widokowy w rozrysowanymi widocznymi pasmami gór. Ludzi było tam trochę. A dalej to długi fajny zjazd. Z serpentyn jechaliśmy na Ulucz, by zobaczyć i przejechać przez kładkę. Tam też mnóstwo ludzi, jakby nie wiadomo co tam było :P Stamtąd już przez Błażową do domu. Wycieczka jak dla mnie pierwszorzędna. Dystans tym bardziej. Drugi mój rekord w tym miesiącu :)
Teraz fotorelacja :)
Sanok: Oczywiście zdjęcie ze Szwejkiem
Na punkcie widokowym w Parku
I widok z niego na miasto
Panorama z kolejnego punktu widokowego na Zamku
Teraz już w skansenie. Fragment nowej części, jeszcze nie oddanej dla zwiedzających
Młyn wodny
Kościół z Bączala Dolnego i jego wnętrze
Plebania z Ropy, widać na pierwszy rzut oka. Wszędzie bida tylko tam wypasy i pianina :P
Szkoła wiejska z Wydrnej
Kilka chałup
I łemkowski kot:D
Eksponaty z Podkarpackiego Przemysłu Naftowego
Kuźnia
I mapka z trasy
Wyruszyliśmy więc z Pawłem o 6 rano w kierunku Babicy, gdzie spotkaliśmy się z Michałem i dalej jechaliśmy już razem. Do Sanoka jechało się szybko, zajęło nam to tylko 4 godziny. Powrót nie był już taki piękny, m.in. ze względu na inną trasę i mój szybki spadek cukru... W Baryczy tak mi się zrobiło słabo, że prawie zemdlałam, miałam drgawki, zbladłam i było mi zimno. Zjadłam i wszystko wróciło do normy. O godzinie 21 byliśmy z Pawłem w domu. Z Michałem pożegnaliśmy się w Tyczynie.
Wracając do wycieczki :) Będąc w Sanoku, najpierw pokierowaliśmy się na Rynek. Tam też zjedliśmy, odpoczęliśmy chwilę. Chłopaki poszli zaczerpnąć informacji w Informacji Turystycznej i nabrali map i ulotek :D Kierując się jedną z nich, pojechaliśmy najpierw do Parku Miejskiego z punktem widokowym, na Zamek i do Skansenu, gdzie spędziliśmy najwięcej czasu. Miła pani w kasie dała chłopakom bilety ulgowe z racji tego że przyjechaliśmy rowerami :D A miły pan przechował nam rowery w kotłowni. Tym sposobem spokojnie mogliśmy chodzić i zwiedzać.
Nowa część jeszcze niestety nie była otwarta, ale jej otwarcie będzie za 2 tygodnie. Na pewno jeszcze tam przyjedziemy, bo nowe budynki naprawdę wyglądają zachęcająco.
Po skansenie poszliśmy na pizzę, później w drogę. Pojechaliśmy w kierunku Gór Słonnych na najdłuższą serpentynę w Polsce. Rzeczywiście jest długa, ale ponoć podjeżdżaliśmy z tej "lepszej" strony. Nie wiem czy bym podjechała z tej drugiej strony :D Na górze punkt widokowy w rozrysowanymi widocznymi pasmami gór. Ludzi było tam trochę. A dalej to długi fajny zjazd. Z serpentyn jechaliśmy na Ulucz, by zobaczyć i przejechać przez kładkę. Tam też mnóstwo ludzi, jakby nie wiadomo co tam było :P Stamtąd już przez Błażową do domu. Wycieczka jak dla mnie pierwszorzędna. Dystans tym bardziej. Drugi mój rekord w tym miesiącu :)
Teraz fotorelacja :)
Sanok: Oczywiście zdjęcie ze Szwejkiem
Na punkcie widokowym w Parku
I widok z niego na miasto
Panorama z kolejnego punktu widokowego na Zamku
Teraz już w skansenie. Fragment nowej części, jeszcze nie oddanej dla zwiedzających
Młyn wodny
Kościół z Bączala Dolnego i jego wnętrze
Plebania z Ropy, widać na pierwszy rzut oka. Wszędzie bida tylko tam wypasy i pianina :P
Szkoła wiejska z Wydrnej
Kilka chałup
I łemkowski kot:D
Eksponaty z Podkarpackiego Przemysłu Naftowego
Kuźnia
I mapka z trasy
Powrót z Cisnej, czyli dzień 3 z 3
Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano:26.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 140.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Podczas gdy spałam sobie w najlepsze, Piotrek już zbierał się do wyjazdu i o 4:30 już sobie pojechał w swoją stronę, ponieważ miał transport do domu z Polańczyka czy z Soliny...
Wyjechaliśmy z Pawłem z ośrodka gdzieś po godzinie 8 i obraliśmy kierunek Rzeszów. Na dzień dobry podjeździk z Cisnej, za to potem aż do Baligrodu dłuugi zjazd :) Mieliśmy nadzieje, że zobaczymy się z kolegą Miśkiem w Baligrodzie, ale niestety nie było z nim kontaktu. Zjedliśmy pojechaliśmy.
Gdy byliśmy już w Sanoku, zrobiliśmy sobie długą przerwę na odpoczynek i jedzonko. Usiedliśmy sobie nad rzeką w cieniu wierzb i planowaliśmy którędy wrócić do domu. Nie chcieliśmy już się tłuc po tych nudnych Domaradzach, Niebylcach, Babicach itp, więc pojechaliśmy na Błażową. Nowe dla mnie tereny nawet nie dały mi aż tak bardzo odczuć tego zmęczenia i nudy.
Dojechaliśmy do domu gdzieś o 18:30 i w Rzeszowie przywitały nas tłumy na ścieżkach rowerowych i przejściach. Stary, dobry Rzeszów :D
Widok na wysoki dział z Zagórza:
Wyjechaliśmy z Pawłem z ośrodka gdzieś po godzinie 8 i obraliśmy kierunek Rzeszów. Na dzień dobry podjeździk z Cisnej, za to potem aż do Baligrodu dłuugi zjazd :) Mieliśmy nadzieje, że zobaczymy się z kolegą Miśkiem w Baligrodzie, ale niestety nie było z nim kontaktu. Zjedliśmy pojechaliśmy.
Gdy byliśmy już w Sanoku, zrobiliśmy sobie długą przerwę na odpoczynek i jedzonko. Usiedliśmy sobie nad rzeką w cieniu wierzb i planowaliśmy którędy wrócić do domu. Nie chcieliśmy już się tłuc po tych nudnych Domaradzach, Niebylcach, Babicach itp, więc pojechaliśmy na Błażową. Nowe dla mnie tereny nawet nie dały mi aż tak bardzo odczuć tego zmęczenia i nudy.
Dojechaliśmy do domu gdzieś o 18:30 i w Rzeszowie przywitały nas tłumy na ścieżkach rowerowych i przejściach. Stary, dobry Rzeszów :D
Widok na wysoki dział z Zagórza:
Duża dawka terenu, czyli dzień 2 z 3
Sobota, 20 sierpnia 2011 | dodano:26.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 78.00 | Km teren: | 45.00 | Czas: | 06:30 | km/h: | 12.00 |
Pr. maks.: | 47.20 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Ten dzień zaczął się wcześnie, bo już o 5. Śniadanie, herbatka i zbieranie się do wyjazdu. Trasę miał już obmyślaną Piotrek, więc jechaliśmy. Najpierw do Jaślisk, tam zakupy i konsultowanie trasy :) Następnie z Woli Niżnej do Woli Wyżnej, gdzie już zaczęło robić się terenowo. Ogólnie rzecz biorąc, to nie wiedziałam dokładnie gdzie będziemy jechać i co będziemy zaliczać :P Wiedziałam tylko, że trzeba dojechać do Cisnej.
Jechalismy szlakiem granicznym od Rezerwatu Jaśliska i dalej zjazd do Komańczy. Następnie na Przełęcz Żebrak gdzie szlakiem czerwonym dotarliśmy na Wołosań.
Na pewno dokładna relacja dotycząca trasy będzie u Piotrka (Petroslavrz), on tam wie co, gdzie i kiedy:)
Od siebie mogę powiedzieć, że trasa była dla mnie trudna technicznie. Jechaliśmy szlakami pieszymi, które jak wiadomo nie stronią od kamieni, korzeniu i wąskich singlów. Te też były dla mnie nie za bardzo, szczególnie te z wysoką trawą, ponieważ sakwy skutecznie mnie hamowały. Kamieni też się bałam, szczególnie na zjazdach. Mój rower nie jest stworzony do takich tras, a i ja nie jestem przygotowana technicznie, niestety... Już pod koniec trasy tak opadłam z sił, że na podejściach Paweł holował mój rower, ja tylko trzymałam za kierownice :p Teraz się z tego śmieję, ale nie było wesoło. Było już coraz ciemniej a my jeszcze w lesie, a tu ostatnich górek było z kilka...
Były też fajne odcinki, najlepsze w Duszatyniu (?) koło Komańczy. Przebiegała tamtędy trasa maratonu. Na zdjęciach widziałam jak też przejeżdżali przez rzeczkę. Czad :) Nikogo z nas nie znosiło i było sympatycznie ;) Kilka takich przepraw i teren zaczał się na dobre.
Kilka zdjęć:
Przyjrzyjcie sie temu zdjęciu:)
Jechalismy szlakiem granicznym od Rezerwatu Jaśliska i dalej zjazd do Komańczy. Następnie na Przełęcz Żebrak gdzie szlakiem czerwonym dotarliśmy na Wołosań.
Na pewno dokładna relacja dotycząca trasy będzie u Piotrka (Petroslavrz), on tam wie co, gdzie i kiedy:)
Od siebie mogę powiedzieć, że trasa była dla mnie trudna technicznie. Jechaliśmy szlakami pieszymi, które jak wiadomo nie stronią od kamieni, korzeniu i wąskich singlów. Te też były dla mnie nie za bardzo, szczególnie te z wysoką trawą, ponieważ sakwy skutecznie mnie hamowały. Kamieni też się bałam, szczególnie na zjazdach. Mój rower nie jest stworzony do takich tras, a i ja nie jestem przygotowana technicznie, niestety... Już pod koniec trasy tak opadłam z sił, że na podejściach Paweł holował mój rower, ja tylko trzymałam za kierownice :p Teraz się z tego śmieję, ale nie było wesoło. Było już coraz ciemniej a my jeszcze w lesie, a tu ostatnich górek było z kilka...
Były też fajne odcinki, najlepsze w Duszatyniu (?) koło Komańczy. Przebiegała tamtędy trasa maratonu. Na zdjęciach widziałam jak też przejeżdżali przez rzeczkę. Czad :) Nikogo z nas nie znosiło i było sympatycznie ;) Kilka takich przepraw i teren zaczał się na dobre.
Kilka zdjęć:
Przyjrzyjcie sie temu zdjęciu:)
Zyndranowa po raz drugi, czyli dzień 1 z 3
Piątek, 19 sierpnia 2011 | dodano:23.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 95.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:15 | km/h: | 18.10 |
Pr. maks.: | 49.70 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Drugi z kolei weekend spędzony w górach. Tym razem wypad był trzydniowy. Koleżanka, która bazuje w Zyndranowej zapraszała nas na następny weekend, więc skorzystaliśmy z okazji, że mamy wolny weekend i pojechaliśmy. Dodatkowo Piotrek (Petroslavrz) też planował wypad na 3 dni i z tego wszystkiego pojechaliśmy razem :)
Niestety Piotrek dołączył do nas dopiero około północy w piątek. Sami dojechaliśmy sobie do Zyndranowej z Pawłem. Tym razem nie chcieliśmy jechać już po raz trzeci przez Jasienice Rosielną i te inne nudne odcinki, więc pojechaliśmy na Krosno. Dla mnie to była duża atrakcja, bo nigdy tamtędy nie jechałam ;)
Niestety jechało się nie najlepiej. Wyjechaliśmy ok. 11, było bardzo gorąco i cały czas mieliśmy wiatr w twarz, nieraz był bardzo mocny. Bardzo mnie ta trasa zmęczyła, niby szosa, ale przez ten wiatr i upał byłam bardzo słaba.
Ogólnie nie ma za dużo zdjęć, bo nic ciekawego nie było :) Tylko te dwa:
W Korczynie:
I jak przystało na absolwentkę Rolnika, każdą okazję mogę wykorzystać na prace :D
I mapka
#lat=49.60982&lng=22.06055&zoom=10&type=1
Niestety Piotrek dołączył do nas dopiero około północy w piątek. Sami dojechaliśmy sobie do Zyndranowej z Pawłem. Tym razem nie chcieliśmy jechać już po raz trzeci przez Jasienice Rosielną i te inne nudne odcinki, więc pojechaliśmy na Krosno. Dla mnie to była duża atrakcja, bo nigdy tamtędy nie jechałam ;)
Niestety jechało się nie najlepiej. Wyjechaliśmy ok. 11, było bardzo gorąco i cały czas mieliśmy wiatr w twarz, nieraz był bardzo mocny. Bardzo mnie ta trasa zmęczyła, niby szosa, ale przez ten wiatr i upał byłam bardzo słaba.
Ogólnie nie ma za dużo zdjęć, bo nic ciekawego nie było :) Tylko te dwa:
W Korczynie:
I jak przystało na absolwentkę Rolnika, każdą okazję mogę wykorzystać na prace :D
I mapka
#lat=49.60982&lng=22.06055&zoom=10&type=1
Powrót z Zyndranowej
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | dodano:18.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 92.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:05 | km/h: | 22.53 |
Pr. maks.: | 60.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | 1680kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Przykre to, ale musieliśmy wracać już na drugi dzień, bo musiałam iść do pracy we wtorek.
Nawet nie czułam, że wczoraj zrobiłam te 162 km, co dla mnie było rzeczą niemożliwą. Myślałam, że niedojade, ewentualnie dojade zmasakrowana i bez sił, a czułam się super :)
Wstaliśmy sobie ok. 8 rano, zjedliśmy, spakowaliśmy się i ruszyliśmy gdzieś po 9 do Rzeszowa. Jechaliśmy szosą, przez Dukle, Miejsce Piastowe i Domaradz. Jakoś nie czułam speeda w drodze powrotnej, ale jednak mimo tego zadziwiająco szybko byliśmy w domu. Trafiliśmy na obiad:D coś koło 15.
Po drodze jedna tylko fotka, bo już nie było czego fotografować hehe.
Nawet nie czułam, że wczoraj zrobiłam te 162 km, co dla mnie było rzeczą niemożliwą. Myślałam, że niedojade, ewentualnie dojade zmasakrowana i bez sił, a czułam się super :)
Wstaliśmy sobie ok. 8 rano, zjedliśmy, spakowaliśmy się i ruszyliśmy gdzieś po 9 do Rzeszowa. Jechaliśmy szosą, przez Dukle, Miejsce Piastowe i Domaradz. Jakoś nie czułam speeda w drodze powrotnej, ale jednak mimo tego zadziwiająco szybko byliśmy w domu. Trafiliśmy na obiad:D coś koło 15.
Po drodze jedna tylko fotka, bo już nie było czego fotografować hehe.
Rzeszów- Zyndranowa i mój nowy rekord dzienny
Niedziela, 14 sierpnia 2011 | dodano:18.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 162.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:50 | km/h: | 20.68 |
Pr. maks.: | 58.80 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | 2838kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Trochę odwlekaliśmy ten wyjazd, ale się udało. Wyjechaliśmy o 6 rano z Pawłem i obraliśmy kierunek Zagórz. Nie chcieliśmy jechać bezpośrednio do Zyndranowej ulicą głowną, tylko troszkę naokoło :)
Na początku jechało się nam strasznie ciężko, pewnie jeszcze się nie obudziliśmy. Dlatego też Paweł kupił na stacji napój Dariusz TIGER Michalczewski ;) (mimo, iż rozwiązał on umowę z tą marką, dalej są takie sprzedawane). Potem już jechało się znacznie lepiej. Nawet nie wiem kiedy to dojechaliśmy do Sanoka, tak szybko zleciało. Tam chwilowy postój na rynku, jedzenie, picie i fotografowanie.
I dalej już jak wyjeżdżaliśmy z miasta
Z Zagórza obraliśmy kierunek Komańcza, ale też nie bezpośrednio, tylko troszkę naokoło, zielonym i czerwonym szlakiem przez Wysoczany.
Gdzieś po drodze, bodajże w Porażu, zrobiliśmy przerwę w lesie by przebrać się w ciuchy z krótkimi rękawami, bo już słoneczko dawało czadu.
Jedziemy dalej
W miejscowości Mokre napotkaliśmy piękny widok! Płynęła przez nią bardzo czysta rzeczka Osława. Widoki dopełniło odbijające się w tafli słońce.
Dalej jechaliśmy przez Wysoczany, Szczawne, Rzepedź Jawornik. Nie pamiętam dokładnie w których z tych miejscowości były robione te zdjęcia, ale widoki niczego sobie i miejsce nie jest ważne :)
Tutaj już nam się nie chciało jechać, woleliśmy dać odpocząć naszym tyłkom i obydwoje podchodziliśmy pod mały podjeździk :D
I już Komańcza. Skusił nas szyld "Najlepsza pizza z mieście" i chcieliśmy spróbować czy to prawda czy też nie, i okazało się, że nie kłamali :) Pizza za 16,50 zł z pieczarkami, szynką i dużą ilością sera, bardzo dobra :) Chociaż na dwie osoby trochę mało. Mi wystarczyło, ale Paweł jeszcze sobie dowalił zapiekankę ;P
Przez Komańcze przejeżdżał jakiś wyścig kolarski, dlatego nie mogliśmy jechać, ruch został zatrzymany. Staliśmy długo i czekaliśmy. Jechaliśmy tą samą trasą co oni. Paweł znajdywał różne ciekawe rzeczy, które kolarze wyrzucali na pobocze. Między innymi dwie torby teamowe, w tym jedna nawet z jedzeniem. Dwie drożdżóweczki, jedna z brzoskwinią druga z jagodami. Smakowe :D
Z Komańczy obraliśmy kierunek Jaśliska. Gdzieś w Czystogarbie lub Wisłoku Wielkim Paweł pstrykał fotki.
W miejscowości Posada Jaśliska zrobiliśmy ostatnie zakupy, już na poniedziałek, ponieważ było święto i sklepy zamknięte. Dalej z Jaślisk na Tylawe i tam w lewo na Barwinek. Jak już tam dojechaliśmy to mogłam powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Tyle km z sakwami, rower miałam cięższy od roweru Pawła :P Wtedy już tylko patrzeć kiedy będziemy w Zyndranowej. Z głównej ulicy skręciliśmy właśnie na Zyndranową. Tam jechalismy raz szuterkiem, raz starym i rozwalonym asfaltem przez las. Już było widać wieżę na granicy w Barwinku:
I dotarliśmy. Od razu poczuliśmy się jak w domu. Miła atmosfera, fajni ludzie i....
Rzeszów :D Żeby każdy wiedział kto tu rządzi hehe.
W środku baza prezentowała się tak:
Przedpokój. Tam wejście na kuchnie, na pokój dla bazujących i dwa duże pokoje dla gości.
Kuchnia z czadową wesołą lodówką i niezłymi zbiorami butelek po piwe:
Polecam tą bazę noclegową. 8 zł za noc, do dyspozycji kuchnia, w której można korzystać ze wszystkiego, miejsce na ognisko, jest prąd, woda ze studni a myć się można w pobliskim źródełku. Woda też bardzo czyściutka :)
Był czad :)
#lat=49.34123&lng=22.06604&zoom=10&type=2
Na początku jechało się nam strasznie ciężko, pewnie jeszcze się nie obudziliśmy. Dlatego też Paweł kupił na stacji napój Dariusz TIGER Michalczewski ;) (mimo, iż rozwiązał on umowę z tą marką, dalej są takie sprzedawane). Potem już jechało się znacznie lepiej. Nawet nie wiem kiedy to dojechaliśmy do Sanoka, tak szybko zleciało. Tam chwilowy postój na rynku, jedzenie, picie i fotografowanie.
I dalej już jak wyjeżdżaliśmy z miasta
Z Zagórza obraliśmy kierunek Komańcza, ale też nie bezpośrednio, tylko troszkę naokoło, zielonym i czerwonym szlakiem przez Wysoczany.
Gdzieś po drodze, bodajże w Porażu, zrobiliśmy przerwę w lesie by przebrać się w ciuchy z krótkimi rękawami, bo już słoneczko dawało czadu.
Jedziemy dalej
W miejscowości Mokre napotkaliśmy piękny widok! Płynęła przez nią bardzo czysta rzeczka Osława. Widoki dopełniło odbijające się w tafli słońce.
Dalej jechaliśmy przez Wysoczany, Szczawne, Rzepedź Jawornik. Nie pamiętam dokładnie w których z tych miejscowości były robione te zdjęcia, ale widoki niczego sobie i miejsce nie jest ważne :)
Tutaj już nam się nie chciało jechać, woleliśmy dać odpocząć naszym tyłkom i obydwoje podchodziliśmy pod mały podjeździk :D
I już Komańcza. Skusił nas szyld "Najlepsza pizza z mieście" i chcieliśmy spróbować czy to prawda czy też nie, i okazało się, że nie kłamali :) Pizza za 16,50 zł z pieczarkami, szynką i dużą ilością sera, bardzo dobra :) Chociaż na dwie osoby trochę mało. Mi wystarczyło, ale Paweł jeszcze sobie dowalił zapiekankę ;P
Przez Komańcze przejeżdżał jakiś wyścig kolarski, dlatego nie mogliśmy jechać, ruch został zatrzymany. Staliśmy długo i czekaliśmy. Jechaliśmy tą samą trasą co oni. Paweł znajdywał różne ciekawe rzeczy, które kolarze wyrzucali na pobocze. Między innymi dwie torby teamowe, w tym jedna nawet z jedzeniem. Dwie drożdżóweczki, jedna z brzoskwinią druga z jagodami. Smakowe :D
Z Komańczy obraliśmy kierunek Jaśliska. Gdzieś w Czystogarbie lub Wisłoku Wielkim Paweł pstrykał fotki.
W miejscowości Posada Jaśliska zrobiliśmy ostatnie zakupy, już na poniedziałek, ponieważ było święto i sklepy zamknięte. Dalej z Jaślisk na Tylawe i tam w lewo na Barwinek. Jak już tam dojechaliśmy to mogłam powiedzieć, że jestem z siebie dumna. Tyle km z sakwami, rower miałam cięższy od roweru Pawła :P Wtedy już tylko patrzeć kiedy będziemy w Zyndranowej. Z głównej ulicy skręciliśmy właśnie na Zyndranową. Tam jechalismy raz szuterkiem, raz starym i rozwalonym asfaltem przez las. Już było widać wieżę na granicy w Barwinku:
I dotarliśmy. Od razu poczuliśmy się jak w domu. Miła atmosfera, fajni ludzie i....
Rzeszów :D Żeby każdy wiedział kto tu rządzi hehe.
W środku baza prezentowała się tak:
Przedpokój. Tam wejście na kuchnie, na pokój dla bazujących i dwa duże pokoje dla gości.
Kuchnia z czadową wesołą lodówką i niezłymi zbiorami butelek po piwe:
Polecam tą bazę noclegową. 8 zł za noc, do dyspozycji kuchnia, w której można korzystać ze wszystkiego, miejsce na ognisko, jest prąd, woda ze studni a myć się można w pobliskim źródełku. Woda też bardzo czyściutka :)
Był czad :)
#lat=49.34123&lng=22.06604&zoom=10&type=2
Magdalenka, dawno nie odwiedzana
Sobota, 13 sierpnia 2011 | dodano:13.08.2011Kategoria Cross
Km: | 36.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 19.64 |
Pr. maks.: | 54.90 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | 630kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Przed południem wybraliśmy się z Pawłem na Magdalenkę. Jechaliśmy przesz Sikorskiego, potem Rodzinną i przez długi 12% podjazd. Potem Matysówka, Chmielnik i dalej pod górkę :) Na miejscu krótka przerwa i do dom ;)
Jeszcze mam kilka wpisów zaległych, a tu następny wyjazd się szykuje. Nie wiem kiedy to nadrobię :P
Jeszcze mam kilka wpisów zaległych, a tu następny wyjazd się szykuje. Nie wiem kiedy to nadrobię :P
Zbieranina po miescie z kilku dni
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano:12.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:52 | km/h: | 15.70 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Ogólnie miastowo, dziś byłam na działce u Pawła mamy plewić. Stąd kilka zdjęć wykonanych przez Pawła . Komary tak strasznie chlały, nie dało się normalnie siedzieć, mimo ze było gorąco musiałam się cała zwyubierać :P
Babski wypad: Rzeszów-Wisłoczek- Dzień 1
Sobota, 6 sierpnia 2011 | dodano:08.08.2011Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 86.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:05 | km/h: | 17.00 |
Pr. maks.: | 53.10 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | 1470kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Wraz z koleżanką Brygidą zdecydowałyśmy się na babski wyjazd do bazy noclegowej w Wisłoczku, kilka kilometrów od Rymanowa. O 4:30 wyruszyłyśmy głównymi ulicami, nie było zbyt dużego ruchu i było bardzo spokojnie.
Na pierwszym postoju minął nas Piotrek (Petroslavrz), który jechał za Sanok na góry Słonne. Tutaj też fotencja mojego sprzętu :D
I bocianowej rodzinki
Jazda mijała spokojnie do Jasienicy Rosielnej. Tam już od dłuższego czasu trwają prace drogowe i ruch jest na niektórych odcinkach utrudniony. A żeby tego było mało to cała Jasienica i następna Orzechówka są pod górkę. Trochę nam zajęło, żeby to przejechać, ale nie miałyśmy się gdzie spieszyć. Nawet nie jechało się źle, spokojnym tempem to wszędzie można wjechać:)
Za tymi podjazdami ukazał nam się piękny widok m.in. na Cergową. A ta droga prowadzi do Miejsca Piastowego. Stamtąd to już niedaleko do Rymanowa.
Aczkolwiek odcinek od Miejsca Piastowego do Rymanowa był okropny. Niby płaska, ale lekko pod górkę droga ciągnęła się i ciągnęła i ciągnęła... Jak zobaczyłam podjazd na Rynek do Rymanowa to aż się uśmiechnęłam :D Zdecydowanie podjazdy są lepsze od takich męczących odcinków.
Do Rymanowa dotarłyśmy na 10:30. Nawet nie byłyśmy zmęczone, czułyśmy się super. Odpoczęłyśmy, posiedziałyśmy na ławce w parku, zjadłyśmy loda i okropnego Gyrosa!! Nie polecam nikomu Gyrosa z kawiarni w rynku. Kosztuje niby tylko 5 zł, ale mięso jest niezjadliwe kompletnie. Nie dość, że zimne, to jeszcze gumiaste i nie do przegryzienia, a bułka nie wydała mi się dzisiejsza... Tylko sałatka była ok. Mięso zawinęłam w papier i dałam do karmnika dla ptaków w parku. Jednak gołębiom nie przeszkadza, że mięso jest nie do zjedzenia i nie potrzebowały dużo czasu by je zjeść:D Niech im to na zdrowie wyjdzie ;)
Czekałyśmy długo w Rymanowie, bo aż do 14, aż chłopaki przyjadą ze swojej nieskończonej trzysetki. Totalnie się rozleniwiłyśmy. Brygida spała na ławce w parku a ja chodziłam i czekałam na chłopaków. Nie chciałam tak jak ona skończyć na ławce z tego zmęczenia :D
Kilka fotek z Rymanowa: Rynek
Kościół
Po przybyciu chłopaków, pogadaliśmy chwile i pożegnaliśmy kolegę Piotrka (Pr0zaka) i pojechaliśmy z Pawłem i drugim Piotrkiem (Koną) do Wisłoczka na nasz nocleg.
Po drodze pochodziliśmy po ścieżkach w Rymanowie Zdroju. Dużo ludzi, dużo słońca i ślub w kościele:) Udała się nowożeńcom pogoda.
Jedziemy dalej do Wisłoczka, ale zaskoczył mnie ten straszny podjazd... Był tak masakryczny, że musiałyśmy prowadzić z Brygidą. Nie miałyśmy siły po tym zasiedzeniu się w Rymanowie. Ale potem cały czas tylko z górki do samej bazy noclegowej w Wisłoczku.
Dotarliśmy! Tam Brygida przywitała się ze swoimi ludźmi z kursu przewodników beskidzkich i pokazano nam gdzie będziemy spać. Dostaliśmy miejsca w namiocie wojskowym.
Zostawiliśmy rzeczy, rowery też w środku oczywiście :p
I potem już tylko jedzenie, odpoczynek i planowanie jak będziemy wracać do domu. A pogoda pokrzyżowała nam plany, bo miałyśmy zostać aż do wtorku. Ale deszcz jednak się sprawdził. Miałabym wyrzuty sumienia jakby świeciło słońce :p
A tak prezentuje się nasza trasa:
#lat=49.66541&lng=21.94862&zoom=11&type=2
Na pierwszym postoju minął nas Piotrek (Petroslavrz), który jechał za Sanok na góry Słonne. Tutaj też fotencja mojego sprzętu :D
Mój rowerek na postoju© Masakra
I bocianowej rodzinki
Cztery boćki© Masakra
Jazda mijała spokojnie do Jasienicy Rosielnej. Tam już od dłuższego czasu trwają prace drogowe i ruch jest na niektórych odcinkach utrudniony. A żeby tego było mało to cała Jasienica i następna Orzechówka są pod górkę. Trochę nam zajęło, żeby to przejechać, ale nie miałyśmy się gdzie spieszyć. Nawet nie jechało się źle, spokojnym tempem to wszędzie można wjechać:)
Postój w Jasienicy Rosielnej© Masakra
Postój w Jasienicy Rosielnej© Masakra
Brygida jedzie© Masakra
Za tymi podjazdami ukazał nam się piękny widok m.in. na Cergową. A ta droga prowadzi do Miejsca Piastowego. Stamtąd to już niedaleko do Rymanowa.
Widok na Cegrową i droga do Miejsca Piastowego© Masakra
Aczkolwiek odcinek od Miejsca Piastowego do Rymanowa był okropny. Niby płaska, ale lekko pod górkę droga ciągnęła się i ciągnęła i ciągnęła... Jak zobaczyłam podjazd na Rynek do Rymanowa to aż się uśmiechnęłam :D Zdecydowanie podjazdy są lepsze od takich męczących odcinków.
Do Rymanowa dotarłyśmy na 10:30. Nawet nie byłyśmy zmęczone, czułyśmy się super. Odpoczęłyśmy, posiedziałyśmy na ławce w parku, zjadłyśmy loda i okropnego Gyrosa!! Nie polecam nikomu Gyrosa z kawiarni w rynku. Kosztuje niby tylko 5 zł, ale mięso jest niezjadliwe kompletnie. Nie dość, że zimne, to jeszcze gumiaste i nie do przegryzienia, a bułka nie wydała mi się dzisiejsza... Tylko sałatka była ok. Mięso zawinęłam w papier i dałam do karmnika dla ptaków w parku. Jednak gołębiom nie przeszkadza, że mięso jest nie do zjedzenia i nie potrzebowały dużo czasu by je zjeść:D Niech im to na zdrowie wyjdzie ;)
Czekałyśmy długo w Rymanowie, bo aż do 14, aż chłopaki przyjadą ze swojej nieskończonej trzysetki. Totalnie się rozleniwiłyśmy. Brygida spała na ławce w parku a ja chodziłam i czekałam na chłopaków. Nie chciałam tak jak ona skończyć na ławce z tego zmęczenia :D
Kilka fotek z Rymanowa: Rynek
Rymanów© Masakra
Rymanów- widok z parku© Masakra
Kościół
Rowery pod kościołem w Rymanowie© Masakra
Kościół w Rymanowie© Masakra
Wierza kościoła w Rymanowie© Masakra
Po przybyciu chłopaków, pogadaliśmy chwile i pożegnaliśmy kolegę Piotrka (Pr0zaka) i pojechaliśmy z Pawłem i drugim Piotrkiem (Koną) do Wisłoczka na nasz nocleg.
Po drodze pochodziliśmy po ścieżkach w Rymanowie Zdroju. Dużo ludzi, dużo słońca i ślub w kościele:) Udała się nowożeńcom pogoda.
Jedziemy dalej do Wisłoczka, ale zaskoczył mnie ten straszny podjazd... Był tak masakryczny, że musiałyśmy prowadzić z Brygidą. Nie miałyśmy siły po tym zasiedzeniu się w Rymanowie. Ale potem cały czas tylko z górki do samej bazy noclegowej w Wisłoczku.
Długi i podjazd- właściwie podejście ;)© Masakra
Jedziemy z Brygidą- w drodze do Wisłoczka© Masakra
Paweł fotograf fotografował. I Kona się załapał na zdjęcie :)© Masakra
Ostatni postój w drodze do Wisłoczka po dłuugim podjeździe© Masakra
Dotarliśmy! Tam Brygida przywitała się ze swoimi ludźmi z kursu przewodników beskidzkich i pokazano nam gdzie będziemy spać. Dostaliśmy miejsca w namiocie wojskowym.
Namiot wojskowy w bazie noclegowej w Wisłoczku© Masakra
Zostawiliśmy rzeczy, rowery też w środku oczywiście :p
Rowery w namiocie© Masakra
Siedze w namiocie i daje się fotografować ;)© Masakra
I potem już tylko jedzenie, odpoczynek i planowanie jak będziemy wracać do domu. A pogoda pokrzyżowała nam plany, bo miałyśmy zostać aż do wtorku. Ale deszcz jednak się sprawdził. Miałabym wyrzuty sumienia jakby świeciło słońce :p
A tak prezentuje się nasza trasa:
#lat=49.66541&lng=21.94862&zoom=11&type=2