Wpisy archiwalne w kategorii
Cross
Dystans całkowity: | 11988.32 km (w terenie 852.20 km; 7.11%) |
Czas w ruchu: | 422:39 |
Średnia prędkość: | 18.61 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.10 km/h |
Suma podjazdów: | 1880 m |
Suma kalorii: | 23347 kcal |
Liczba aktywności: | 407 |
Średnio na aktywność: | 29.46 km i 1h 31m |
Więcej statystyk |
Kolejne miejskie
Czwartek, 9 sierpnia 2012 | dodano:10.08.2012Kategoria Cross
Km: | 30.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Licznik mi się skasował dzisiaj, nie pamiętam jaki był czas, ale pamiętam że było 30 km.
Koło południa do serwisu, gdzie okazało się, że muszę coś przywieść i znowu do domu i do serwisu. Następnie do firmy spawającej, by zorientować się, czy opłaca się ratować Pawła rower, potem na myjnie, by doprowadzić do stanu użytkowania mój rower po maratonie. Prosto z myjni na spotkanie z koleżanka, którą miałam zawieść na Paderewskiego. Jednak pomyliło mi się i zaprowadziłam ją na Twardowskiego :D Jednak znalazłyśmy Paderewskiego. Rozstałyśmy się na skrzyżowaniu Sikorskiego z Rejtana. Nad rzeszowskim niebem wisiała chmura, jednak ją zlekceważyłam. Na co ona potraktowała mnie potężnym prysznicem! Wszystkie przystanki były zajęte i nie miałam się gdzie schować. Zlało mnie fest :P Ledwo na oczy widziałam, mimo okularów. A rowerek miał kolejny prysznic :)
Koło południa do serwisu, gdzie okazało się, że muszę coś przywieść i znowu do domu i do serwisu. Następnie do firmy spawającej, by zorientować się, czy opłaca się ratować Pawła rower, potem na myjnie, by doprowadzić do stanu użytkowania mój rower po maratonie. Prosto z myjni na spotkanie z koleżanka, którą miałam zawieść na Paderewskiego. Jednak pomyliło mi się i zaprowadziłam ją na Twardowskiego :D Jednak znalazłyśmy Paderewskiego. Rozstałyśmy się na skrzyżowaniu Sikorskiego z Rejtana. Nad rzeszowskim niebem wisiała chmura, jednak ją zlekceważyłam. Na co ona potraktowała mnie potężnym prysznicem! Wszystkie przystanki były zajęte i nie miałam się gdzie schować. Zlało mnie fest :P Ledwo na oczy widziałam, mimo okularów. A rowerek miał kolejny prysznic :)
Cyklokarpaty w Komańczy
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano:06.08.2012Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 27.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 18.33 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Przedostatni etap tych zawodów. Jak dla mnie bardzo udany. Jechało mi się bardzo dobrze, chociaż wynik mógłby być lepszy ;) 4 miejsce w kategorii 75 w Open na 127 zawodników. Już któryś z kolei start, w którym stoję tuz za podium. Mam jeszcze nadzieje, że w Sanoku mi się poszczęści. Ale będzie co ma być. Są lepsze ode mnie:)
Takie jedno zdjęcie, które mi się podoba:
Takie jedno zdjęcie, które mi się podoba:
Cyklokarpaty w Komańczy© Masakra
Miejskie
Piątek, 3 sierpnia 2012 | dodano:04.08.2012Kategoria Cross
Km: | 27.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Między innymi jazda do serwisu, by wyczyścić piaste i wymienić konusy. Rano do firmy, której imienia nie można wspominać!
Miejskie załatwianie
Czwartek, 2 sierpnia 2012 | dodano:02.08.2012Kategoria Cross
Km: | 23.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Rano na 3 maja na spotkanie z koleżanką, potem po drodze do Pawła, bo jak zwykle skleroza nie boli ;) Następnie na Białą inwentaryzować inwentaryzację :P
Ognisko na Grochowicznej
Czwartek, 2 sierpnia 2012 | dodano:02.08.2012Kategoria Cross
Km: | 32.00 | Km teren: | 3.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Ekipa zebrała się spora :) W 6 osób wyjechaliśmy z Rzeszowa w stronę Grochowicznej. Na miejscu czekał już Michał z psem, zarezerwował nam loże :D Później na chwilkę wpadł też drugi Michał(Wilczek). Kiełbaski zjedzone, pies wybiegany i miło spędzony czas. Dzięki! :)
Wieczorna Kielanówka
Środa, 1 sierpnia 2012 | dodano:02.08.2012Kategoria Cross
Km: | 27.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Plus dojazd na osiedle Kmity.
BIKEowy weekend- dzień 3
Niedziela, 29 lipca 2012 | dodano:02.08.2012Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 113.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Powrót do Rzeszowa. Nie chcieliśmy już jechać terenowo i błądzić, lecz jechać prosto do Rzeszowa. Tak też się stało. Trasa bardzo prosta, bo jechaliśmy cały czas asfaltem. Chociaż Paweł całkiem nieświadomie odkrył bardzo fajną trasę, by ominąć Zagórz i wyjechać prawie przy wyjeździe z Sanoka na Rzeszów. I to mi się podobało :) Z Komańczy pojechaliśmy na Szczawne, następnie Wysoczany, Niebieszczany, Prusiek i Sanok. Dalej już znaną trasą na Brzozów, Domaradz, Niebylec.
Droga wzdłuż pięknej Osławy w Wysoczanach© Masakra
Most w Mokrem nad Osławą© Masakra
Mostek będzie wisiał, dopóki drzewa się nie połamią :)© Masakra
Przerwa w Domaradzu. Michał i te jego żebra!!© Masakra
BIKEowy weekend- dzień 2
Sobota, 28 lipca 2012 | dodano:01.08.2012Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 89.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 05:30 | km/h: | 16.18 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Zyndranowa jak zwykle śpi do późna :) Nasze ekipa za to zerwała się dość wcześnie, po to, by się przygotować na drugi dzień wycieczki. Gdy już nasza czwórka była już gotowa, Paweł Mechanik Rowerowy pomagał Piotrkowi przy jego szosówce. Miał problemy z dętką. Na szczęście ja miałam dętkę 28'', więc mogłam poratować go, by mógł wrócić do domu na spokojnie. Z resztą Piotrek i tak zachowywał spokój mimo problemu :D
Pożegnaliśmy się z bazowiczami i ruszyliśmy w trasę. Nie zjadłam tego dnia dobrego śniadania, nie dogadaliśmy się z Pawłem co mamy do jedzenia i byłam głodna.
Ruszyliśmy do Jaślisk, gdzie zjadłam coś porządnego i się najadłam. Ale ciężo mi się jechało... Miałam problem z rozkręceniem się. Jak to niektórzy mówią "noga nie zapodawała" :)
Z Jaślisk rusziliśmy na Szklary. Długo się tam podjeżdżało, za to w Króliku Polskim cały czas z górki.
I znaleźliśm się w Rymanowie Zdroju. Paweł i Aga powspominali czasy, w którym tam bywali, skorzystaliśmy z wodopojów oraz zjedliśmy obiad.
Po odpoczynku musieliśmy się wrócić troszkę do Królika Polskiego, by udać się do chatki studenckiej w Wisłoczku. Ale przedtem skorzystałam z przepływającej rzeczki i zmoczyłam sobie koszulkę. To była pierwsza z kilku takich akcji hehe :) Zdecydowanie lepiej jedzie się w takim chłodku. Szkoda tylko, że tak szybko się nagrzewała... Dalej! Zaliczamy długi stromy podjazd w Króliku. Gdy jechałam tu pierwszy raz w tamtym roku to przez prawie cały podjazd pchałam rower. Na tym wyjeździe udało mi się go podjechać w całości. Za to widoczki na szczycie i zjazd wynagrodziły ten męczący podjazd.
W Wisłoczku mieliśmy chwile przerwy przed chatką. Zajęliśmy rzeczkę i moczyliśmy sobie nogi, a ja oczywiście schłodziłam sobie tez koszulkę :D
I dalej, jedziemy na Puławy, które Michał bardzo chciał zobaczyć. Od tego momentu wkraczamy w teren. Paweł po rozmowie z jakimś panem prowadzi nas na drogę, o której się dowiedział przed chwilą. Miała ona prowadzić od Moszczańca. Prowadziła, owszem, ale drogą bym tego nie nazwała :D Może kiedyś tam była droga, ale trochę ewoluowała ;) Tutaj pierwsza przeprawa przez Wisłok. Nie wiedziałam że tych przepraw będzie więcej, więc stwierdziłam, że uratuje buty i przejdę boso.
Zaraz po wyjściu z rzeki w Wernejówce mieliśmy spotkanie z byłym bokserem, który gadał coś o Kliczce i o tym, że on był na tym samym poziome (?). Możliwe, że nie zrozumiałam o czym on dokładnie mówi, bo był dość wstawiony... Tak kończą wypaleni bokserzy... Dowiedzieliśmy się przynajmniej gdzie mamy iść. Po krótkim czasie znowu wyrosła przed nami rzeka :D Jak się okazało, że nie ostatni raz, to już szkoda było czasu na ściąganie butów. Z resztą butom też się należała kąpiel, bo błota też mieliśmy po drodze nie mało.
Idziemy dalej; idziemy, bo jechać się nie zawsze dało, bo drogi były nie przejezdne, błoto na całą szerokość ścieżki. Cud, że w ogóle wydostaliśmy się stamtąd hehe. W błocie Paweł znalazł ślad pewnego zwierzęcia... Tu był wilk! i to dość niedawno, bo ślad jest świeży.
Jedziemy dalej, a tam takie miłe kałuże :)
Przed polanami surowicznymi, w Surowicach- dawnej wiosce, napotkaliśmy kolejną rzeczkę. Z każdym przejściem przez rzekę było coraz weselej :) Tutaj też ochlapaliśmy nasze rowery przed wyjściem do cywilizacji ;)
Gdy się już wydostaliśmy z tych terenów, słońce już zachodziło. Teraz został nam tylko dojazd do Komańczy, przez Wisłok Wielki i Czystogarb. W Komańczy udało nam się znaleźć bardzo tani nocleg w Agroturystyce "Być".
Wypad można uznać za zaliczony i bardzo udany :) Zakwaterowaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Po zmroku Aga, Paweł i Michał pojechali sobie pojeździć po okolicy. Ja zostałam, za dobrze mi się leżało :P Po powrocie już wszyscy poszli spać, regenerwać siły na powrót do Rzeszowa.
#
Pożegnaliśmy się z bazowiczami i ruszyliśmy w trasę. Nie zjadłam tego dnia dobrego śniadania, nie dogadaliśmy się z Pawłem co mamy do jedzenia i byłam głodna.
Ruszyliśmy do Jaślisk, gdzie zjadłam coś porządnego i się najadłam. Ale ciężo mi się jechało... Miałam problem z rozkręceniem się. Jak to niektórzy mówią "noga nie zapodawała" :)
Z Jaślisk rusziliśmy na Szklary. Długo się tam podjeżdżało, za to w Króliku Polskim cały czas z górki.
Podjazd na Szklary. Cięężka górka :D© Masakra
I znaleźliśm się w Rymanowie Zdroju. Paweł i Aga powspominali czasy, w którym tam bywali, skorzystaliśmy z wodopojów oraz zjedliśmy obiad.
Rymanowska Ropucha :)© Masakra
Po odpoczynku musieliśmy się wrócić troszkę do Królika Polskiego, by udać się do chatki studenckiej w Wisłoczku. Ale przedtem skorzystałam z przepływającej rzeczki i zmoczyłam sobie koszulkę. To była pierwsza z kilku takich akcji hehe :) Zdecydowanie lepiej jedzie się w takim chłodku. Szkoda tylko, że tak szybko się nagrzewała... Dalej! Zaliczamy długi stromy podjazd w Króliku. Gdy jechałam tu pierwszy raz w tamtym roku to przez prawie cały podjazd pchałam rower. Na tym wyjeździe udało mi się go podjechać w całości. Za to widoczki na szczycie i zjazd wynagrodziły ten męczący podjazd.
Królik Polski. W górę i w górę...© Masakra
Tak, to też pod górę :) Królik Polski© Masakra
W Wisłoczku mieliśmy chwile przerwy przed chatką. Zajęliśmy rzeczkę i moczyliśmy sobie nogi, a ja oczywiście schłodziłam sobie tez koszulkę :D
Wisłoczek- tuż przy chatce studenckiej. Moczenie nóg :)© Masakra
I dalej, jedziemy na Puławy, które Michał bardzo chciał zobaczyć. Od tego momentu wkraczamy w teren. Paweł po rozmowie z jakimś panem prowadzi nas na drogę, o której się dowiedział przed chwilą. Miała ona prowadzić od Moszczańca. Prowadziła, owszem, ale drogą bym tego nie nazwała :D Może kiedyś tam była droga, ale trochę ewoluowała ;) Tutaj pierwsza przeprawa przez Wisłok. Nie wiedziałam że tych przepraw będzie więcej, więc stwierdziłam, że uratuje buty i przejdę boso.
Przejście przez Wisłok nr 1. Jeszcze z butami w rękach :D© Masakra
Zaraz po wyjściu z rzeki w Wernejówce mieliśmy spotkanie z byłym bokserem, który gadał coś o Kliczce i o tym, że on był na tym samym poziome (?). Możliwe, że nie zrozumiałam o czym on dokładnie mówi, bo był dość wstawiony... Tak kończą wypaleni bokserzy... Dowiedzieliśmy się przynajmniej gdzie mamy iść. Po krótkim czasie znowu wyrosła przed nami rzeka :D Jak się okazało, że nie ostatni raz, to już szkoda było czasu na ściąganie butów. Z resztą butom też się należała kąpiel, bo błota też mieliśmy po drodze nie mało.
Przejście przez Wisłok nr 2.© Masakra
Idziemy dalej; idziemy, bo jechać się nie zawsze dało, bo drogi były nie przejezdne, błoto na całą szerokość ścieżki. Cud, że w ogóle wydostaliśmy się stamtąd hehe. W błocie Paweł znalazł ślad pewnego zwierzęcia... Tu był wilk! i to dość niedawno, bo ślad jest świeży.
Tu był wilk!© Masakra
Jedziemy dalej, a tam takie miłe kałuże :)
Bardzo duża kałuża :)© Masakra
Przed polanami surowicznymi, w Surowicach- dawnej wiosce, napotkaliśmy kolejną rzeczkę. Z każdym przejściem przez rzekę było coraz weselej :) Tutaj też ochlapaliśmy nasze rowery przed wyjściem do cywilizacji ;)
Przejście przez Wisłok nr 3 plus mycie rowerów© Masakra
Przejście przez Wisłok nr 3. Panorama :)© Masakra
Gdy się już wydostaliśmy z tych terenów, słońce już zachodziło. Teraz został nam tylko dojazd do Komańczy, przez Wisłok Wielki i Czystogarb. W Komańczy udało nam się znaleźć bardzo tani nocleg w Agroturystyce "Być".
Wnętrze naszego poddasza- panorama© Masakra
Wypad można uznać za zaliczony i bardzo udany :) Zakwaterowaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Po zmroku Aga, Paweł i Michał pojechali sobie pojeździć po okolicy. Ja zostałam, za dobrze mi się leżało :P Po powrocie już wszyscy poszli spać, regenerwać siły na powrót do Rzeszowa.
#
BIKEowy weekend- dzień 1
Piątek, 27 lipca 2012 | dodano:31.07.2012Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 134.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:05 | km/h: | 18.92 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Pierwsza tegoroczna weekendowa wyprawa w moim wykonaniu. Ale jako typ stadny, sama nie mogłam w niej uczestniczyć. Cieszy mnie, że mamy nową rowerzystkę (pozdrowienia dla Agi :) ), która pierwszy raz w życiu wybrała się na taka wyprawe rowerem. Dotychczas tylko miała do czynienia z wycieczkami pieszymi. Miło, że pierwsze "kroki" postawiła z nami. Z nami, tzn. z Pawłem, Michałem i ze mną ;) Pierwsza taka wyprawa i Aga biła swoje rekordy :D A ja znowu bez licznika. Kilometry z komputerka Pawła. Ale teraz do rzeczy:
Dzień 1: czyli wyjazd z Rzeszowa. O godzinie 7 umówiliśmy się z Agą, pod sceną na bulwarach. Musiała dojechać z Łańcuta, miała już rozgrzewkę. Po 7 ruszyliśmy po Michała, który czekał na nas w Wyżnem. Stamtąd już pełnym składem pojechaliśy w stronę Strzyżowa. Tam zrobiliśmy zakupy. W Biedronce akurat była ciekawa czołówka za 20 zł, Paweł je kupił, Adze się spodobały i stwierdziła, że też jej sięprzyda i też kupiła :D Więc zaopatrzeni w podwójne oświetlenie ruszyliśmy spokojni, że noc nam nie straszna, w dalszą drogę.
Pojechaliśmy przez Brzeżankę. Podjazd, który zawsze mnie wykańczał tym razem przegrał! :D
Dalej, pojechaliśmy w stronę Rezerwatu Przyrody Prządki w Czarnorzekach. Tam też była przerwa na krótki spacer pomiędzy skałkami i robienie zdjęć.
Po skałkach, już z górki, wjechaliśmy do Krosna. Pojechaliśmy na Rynek i odpoczęłiśmy chwile przed konkretniejszymi odcinkami trasy. Najgorsza nuda od Rzeszowa już była za nami. Teraz już było tylko lepiej!
Troszkę mieliśmy problem z wyjazdem z Krosna, lecz po błądzeniu ruszyliśmy na Zręcin. Tam też była kolejna dłuższa przerwa. Załapałam na niej doła... Może nie tyle doła, co dopadł mnie kryzys. Było to ok. 80 kilometra trasy. W myślach miałam swoje zasłabnięcie na rekordowej wycieczce w tamtym roku. Ale już tak mam, psycha trochę zryta ;) Lecz po wypiciu energetyka, izotonika i zjedzeniu drożdżówki wszystko wróciło do normy.
Dalej kierowaliśmy się na Dukle. W centrum mieścinki zjedliśmy obiad i poznaliśmy tamtejsza czarownice, która wciskała nam tani nocleg niedaleko- zachęcała nas tym, że tam nawet mają łóżka! Czad! :D Cóż, ciekawe czy z każdym przyjezdym tak gada ;)
Jadąc w kierunku Iwli, jeszcze w Dukli Michał pokazywał nam fragmenty trasy maratonu, który odbył się niedawno w tej miejscowości. Podjazd robi wrażenie.
Dalej troszkę szuterków
W Iwli Michał zaprowadził nas do "wodospadu przy młynie". Na tym wodospadzie były kręcone były sceny miłosne do filmu "Wino truskawkowe", który powstał na motywach powieści Andrzeja Stasiuka "Opowieści galicyjskie".
Następnie jechaliśmy przez Chyrową i Olchowiec. W Olchowcu zaczęła się jazda terenowa. Szuterki, lasy, resztki asfaltów. Przejeżdzaliśmy przez dwie nieistniejące już wsie: Wilsznia i Smereczne. Nie było tam żadnego domu, ale ponoć jest chata studencka.
Z tamtąd już blisko do naszego celu- Zyndranowej. Niedaleko przed Tylawą złapałam kapcia. na piechotę doszliśy do sklepu, który na szczęście był nie daleko. Tam Paweł wymienił mi dętkę i mogliśmy już jechać do naszej Zyndranowej. Te jakieś 10 km od głównej drogi do tej chatki jest przenudne :P Lekko pod górkę, na zmianę asfalt, szuter, resztki asfaltu. Ale jedzie się już ze świadomością, że cel blisko.
Jest! Zyndranowa! :) Kolejna wizyta w tej chatce studenckiej i kolejny udany wycieczkowy dzień. Do tego jeszcze niespodzianką był Kona, który przyjechał też na nocleg do Zyndro, tyle, że szosówką. :) Wtedy bardzo chciałam, żeby nic nie zepsuło tej fajnej atmosfery, jaka panuje w chatce, jak i między naszą ekipą, i chyba rzeczywiście nic nie zepsuło :)
#
Dzień 1: czyli wyjazd z Rzeszowa. O godzinie 7 umówiliśmy się z Agą, pod sceną na bulwarach. Musiała dojechać z Łańcuta, miała już rozgrzewkę. Po 7 ruszyliśmy po Michała, który czekał na nas w Wyżnem. Stamtąd już pełnym składem pojechaliśy w stronę Strzyżowa. Tam zrobiliśmy zakupy. W Biedronce akurat była ciekawa czołówka za 20 zł, Paweł je kupił, Adze się spodobały i stwierdziła, że też jej sięprzyda i też kupiła :D Więc zaopatrzeni w podwójne oświetlenie ruszyliśmy spokojni, że noc nam nie straszna, w dalszą drogę.
Pojechaliśmy przez Brzeżankę. Podjazd, który zawsze mnie wykańczał tym razem przegrał! :D
Podjazd na Brzeżankę© Masakra
Dalej, pojechaliśmy w stronę Rezerwatu Przyrody Prządki w Czarnorzekach. Tam też była przerwa na krótki spacer pomiędzy skałkami i robienie zdjęć.
Droga na Rezerwat Przyrody Prządki w Czarnorzekach© Masakra
Rezerwat Przyrody Prządki w Czarnorzekach© Masakra
Po skałkach, już z górki, wjechaliśmy do Krosna. Pojechaliśmy na Rynek i odpoczęłiśmy chwile przed konkretniejszymi odcinkami trasy. Najgorsza nuda od Rzeszowa już była za nami. Teraz już było tylko lepiej!
Rynek w Krośnie- w remoncie© Masakra
Troszkę mieliśmy problem z wyjazdem z Krosna, lecz po błądzeniu ruszyliśmy na Zręcin. Tam też była kolejna dłuższa przerwa. Załapałam na niej doła... Może nie tyle doła, co dopadł mnie kryzys. Było to ok. 80 kilometra trasy. W myślach miałam swoje zasłabnięcie na rekordowej wycieczce w tamtym roku. Ale już tak mam, psycha trochę zryta ;) Lecz po wypiciu energetyka, izotonika i zjedzeniu drożdżówki wszystko wróciło do normy.
Dalej kierowaliśmy się na Dukle. W centrum mieścinki zjedliśmy obiad i poznaliśmy tamtejsza czarownice, która wciskała nam tani nocleg niedaleko- zachęcała nas tym, że tam nawet mają łóżka! Czad! :D Cóż, ciekawe czy z każdym przyjezdym tak gada ;)
Jadąc w kierunku Iwli, jeszcze w Dukli Michał pokazywał nam fragmenty trasy maratonu, który odbył się niedawno w tej miejscowości. Podjazd robi wrażenie.
Widok na pierwszy podjazd maratonu w Dukli© Masakra
Dalej troszkę szuterków
Szutry w Dukli© Masakra
W Iwli Michał zaprowadził nas do "wodospadu przy młynie". Na tym wodospadzie były kręcone były sceny miłosne do filmu "Wino truskawkowe", który powstał na motywach powieści Andrzeja Stasiuka "Opowieści galicyjskie".
Przejazd przez rzeczkę, który prowadzi do wodospadu w Iwli© Masakra
"Wodospad przy młynie" w Iwli© Masakra
Następnie jechaliśmy przez Chyrową i Olchowiec. W Olchowcu zaczęła się jazda terenowa. Szuterki, lasy, resztki asfaltów. Przejeżdzaliśmy przez dwie nieistniejące już wsie: Wilsznia i Smereczne. Nie było tam żadnego domu, ale ponoć jest chata studencka.
Gdzieś między Wilsznią a Smerecznem- nieistniejącymi już miejscowościami© Masakra
Z tamtąd już blisko do naszego celu- Zyndranowej. Niedaleko przed Tylawą złapałam kapcia. na piechotę doszliśy do sklepu, który na szczęście był nie daleko. Tam Paweł wymienił mi dętkę i mogliśmy już jechać do naszej Zyndranowej. Te jakieś 10 km od głównej drogi do tej chatki jest przenudne :P Lekko pod górkę, na zmianę asfalt, szuter, resztki asfaltu. Ale jedzie się już ze świadomością, że cel blisko.
Jest! Zyndranowa! :) Kolejna wizyta w tej chatce studenckiej i kolejny udany wycieczkowy dzień. Do tego jeszcze niespodzianką był Kona, który przyjechał też na nocleg do Zyndro, tyle, że szosówką. :) Wtedy bardzo chciałam, żeby nic nie zepsuło tej fajnej atmosfery, jaka panuje w chatce, jak i między naszą ekipą, i chyba rzeczywiście nic nie zepsuło :)
#
Serwis
Środa, 25 lipca 2012 | dodano:26.07.2012Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Dwa razy w te i z powrotem do serwisu. Paweł zrobił mi mały przegląd amorka. Po wszystkich maratonach wylało się z niego trochę syfu... Ale jest super, działa bez zarzutów! A to wszystko dzięki reBike.pl
Przegląd amortyzatora w serwisie reBike.pl© Masakra