BIKEowy weekend- dzień 2
Sobota, 28 lipca 2012 | dodano:01.08.2012Kategoria Cross, Moje zdjęcia
Km: | 89.00 | Km teren: | 20.00 | Czas: | 05:30 | km/h: | 16.18 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Zyndranowa jak zwykle śpi do późna :) Nasze ekipa za to zerwała się dość wcześnie, po to, by się przygotować na drugi dzień wycieczki. Gdy już nasza czwórka była już gotowa, Paweł Mechanik Rowerowy pomagał Piotrkowi przy jego szosówce. Miał problemy z dętką. Na szczęście ja miałam dętkę 28'', więc mogłam poratować go, by mógł wrócić do domu na spokojnie. Z resztą Piotrek i tak zachowywał spokój mimo problemu :D
Pożegnaliśmy się z bazowiczami i ruszyliśmy w trasę. Nie zjadłam tego dnia dobrego śniadania, nie dogadaliśmy się z Pawłem co mamy do jedzenia i byłam głodna.
Ruszyliśmy do Jaślisk, gdzie zjadłam coś porządnego i się najadłam. Ale ciężo mi się jechało... Miałam problem z rozkręceniem się. Jak to niektórzy mówią "noga nie zapodawała" :)
Z Jaślisk rusziliśmy na Szklary. Długo się tam podjeżdżało, za to w Króliku Polskim cały czas z górki.
I znaleźliśm się w Rymanowie Zdroju. Paweł i Aga powspominali czasy, w którym tam bywali, skorzystaliśmy z wodopojów oraz zjedliśmy obiad.
Po odpoczynku musieliśmy się wrócić troszkę do Królika Polskiego, by udać się do chatki studenckiej w Wisłoczku. Ale przedtem skorzystałam z przepływającej rzeczki i zmoczyłam sobie koszulkę. To była pierwsza z kilku takich akcji hehe :) Zdecydowanie lepiej jedzie się w takim chłodku. Szkoda tylko, że tak szybko się nagrzewała... Dalej! Zaliczamy długi stromy podjazd w Króliku. Gdy jechałam tu pierwszy raz w tamtym roku to przez prawie cały podjazd pchałam rower. Na tym wyjeździe udało mi się go podjechać w całości. Za to widoczki na szczycie i zjazd wynagrodziły ten męczący podjazd.
W Wisłoczku mieliśmy chwile przerwy przed chatką. Zajęliśmy rzeczkę i moczyliśmy sobie nogi, a ja oczywiście schłodziłam sobie tez koszulkę :D
I dalej, jedziemy na Puławy, które Michał bardzo chciał zobaczyć. Od tego momentu wkraczamy w teren. Paweł po rozmowie z jakimś panem prowadzi nas na drogę, o której się dowiedział przed chwilą. Miała ona prowadzić od Moszczańca. Prowadziła, owszem, ale drogą bym tego nie nazwała :D Może kiedyś tam była droga, ale trochę ewoluowała ;) Tutaj pierwsza przeprawa przez Wisłok. Nie wiedziałam że tych przepraw będzie więcej, więc stwierdziłam, że uratuje buty i przejdę boso.
Zaraz po wyjściu z rzeki w Wernejówce mieliśmy spotkanie z byłym bokserem, który gadał coś o Kliczce i o tym, że on był na tym samym poziome (?). Możliwe, że nie zrozumiałam o czym on dokładnie mówi, bo był dość wstawiony... Tak kończą wypaleni bokserzy... Dowiedzieliśmy się przynajmniej gdzie mamy iść. Po krótkim czasie znowu wyrosła przed nami rzeka :D Jak się okazało, że nie ostatni raz, to już szkoda było czasu na ściąganie butów. Z resztą butom też się należała kąpiel, bo błota też mieliśmy po drodze nie mało.
Idziemy dalej; idziemy, bo jechać się nie zawsze dało, bo drogi były nie przejezdne, błoto na całą szerokość ścieżki. Cud, że w ogóle wydostaliśmy się stamtąd hehe. W błocie Paweł znalazł ślad pewnego zwierzęcia... Tu był wilk! i to dość niedawno, bo ślad jest świeży.
Jedziemy dalej, a tam takie miłe kałuże :)
Przed polanami surowicznymi, w Surowicach- dawnej wiosce, napotkaliśmy kolejną rzeczkę. Z każdym przejściem przez rzekę było coraz weselej :) Tutaj też ochlapaliśmy nasze rowery przed wyjściem do cywilizacji ;)
Gdy się już wydostaliśmy z tych terenów, słońce już zachodziło. Teraz został nam tylko dojazd do Komańczy, przez Wisłok Wielki i Czystogarb. W Komańczy udało nam się znaleźć bardzo tani nocleg w Agroturystyce "Być".
Wypad można uznać za zaliczony i bardzo udany :) Zakwaterowaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Po zmroku Aga, Paweł i Michał pojechali sobie pojeździć po okolicy. Ja zostałam, za dobrze mi się leżało :P Po powrocie już wszyscy poszli spać, regenerwać siły na powrót do Rzeszowa.
#
Pożegnaliśmy się z bazowiczami i ruszyliśmy w trasę. Nie zjadłam tego dnia dobrego śniadania, nie dogadaliśmy się z Pawłem co mamy do jedzenia i byłam głodna.
Ruszyliśmy do Jaślisk, gdzie zjadłam coś porządnego i się najadłam. Ale ciężo mi się jechało... Miałam problem z rozkręceniem się. Jak to niektórzy mówią "noga nie zapodawała" :)
Z Jaślisk rusziliśmy na Szklary. Długo się tam podjeżdżało, za to w Króliku Polskim cały czas z górki.
Podjazd na Szklary. Cięężka górka :D© Masakra
I znaleźliśm się w Rymanowie Zdroju. Paweł i Aga powspominali czasy, w którym tam bywali, skorzystaliśmy z wodopojów oraz zjedliśmy obiad.
Rymanowska Ropucha :)© Masakra
Po odpoczynku musieliśmy się wrócić troszkę do Królika Polskiego, by udać się do chatki studenckiej w Wisłoczku. Ale przedtem skorzystałam z przepływającej rzeczki i zmoczyłam sobie koszulkę. To była pierwsza z kilku takich akcji hehe :) Zdecydowanie lepiej jedzie się w takim chłodku. Szkoda tylko, że tak szybko się nagrzewała... Dalej! Zaliczamy długi stromy podjazd w Króliku. Gdy jechałam tu pierwszy raz w tamtym roku to przez prawie cały podjazd pchałam rower. Na tym wyjeździe udało mi się go podjechać w całości. Za to widoczki na szczycie i zjazd wynagrodziły ten męczący podjazd.
Królik Polski. W górę i w górę...© Masakra
Tak, to też pod górę :) Królik Polski© Masakra
W Wisłoczku mieliśmy chwile przerwy przed chatką. Zajęliśmy rzeczkę i moczyliśmy sobie nogi, a ja oczywiście schłodziłam sobie tez koszulkę :D
Wisłoczek- tuż przy chatce studenckiej. Moczenie nóg :)© Masakra
I dalej, jedziemy na Puławy, które Michał bardzo chciał zobaczyć. Od tego momentu wkraczamy w teren. Paweł po rozmowie z jakimś panem prowadzi nas na drogę, o której się dowiedział przed chwilą. Miała ona prowadzić od Moszczańca. Prowadziła, owszem, ale drogą bym tego nie nazwała :D Może kiedyś tam była droga, ale trochę ewoluowała ;) Tutaj pierwsza przeprawa przez Wisłok. Nie wiedziałam że tych przepraw będzie więcej, więc stwierdziłam, że uratuje buty i przejdę boso.
Przejście przez Wisłok nr 1. Jeszcze z butami w rękach :D© Masakra
Zaraz po wyjściu z rzeki w Wernejówce mieliśmy spotkanie z byłym bokserem, który gadał coś o Kliczce i o tym, że on był na tym samym poziome (?). Możliwe, że nie zrozumiałam o czym on dokładnie mówi, bo był dość wstawiony... Tak kończą wypaleni bokserzy... Dowiedzieliśmy się przynajmniej gdzie mamy iść. Po krótkim czasie znowu wyrosła przed nami rzeka :D Jak się okazało, że nie ostatni raz, to już szkoda było czasu na ściąganie butów. Z resztą butom też się należała kąpiel, bo błota też mieliśmy po drodze nie mało.
Przejście przez Wisłok nr 2.© Masakra
Idziemy dalej; idziemy, bo jechać się nie zawsze dało, bo drogi były nie przejezdne, błoto na całą szerokość ścieżki. Cud, że w ogóle wydostaliśmy się stamtąd hehe. W błocie Paweł znalazł ślad pewnego zwierzęcia... Tu był wilk! i to dość niedawno, bo ślad jest świeży.
Tu był wilk!© Masakra
Jedziemy dalej, a tam takie miłe kałuże :)
Bardzo duża kałuża :)© Masakra
Przed polanami surowicznymi, w Surowicach- dawnej wiosce, napotkaliśmy kolejną rzeczkę. Z każdym przejściem przez rzekę było coraz weselej :) Tutaj też ochlapaliśmy nasze rowery przed wyjściem do cywilizacji ;)
Przejście przez Wisłok nr 3 plus mycie rowerów© Masakra
Przejście przez Wisłok nr 3. Panorama :)© Masakra
Gdy się już wydostaliśmy z tych terenów, słońce już zachodziło. Teraz został nam tylko dojazd do Komańczy, przez Wisłok Wielki i Czystogarb. W Komańczy udało nam się znaleźć bardzo tani nocleg w Agroturystyce "Być".
Wnętrze naszego poddasza- panorama© Masakra
Wypad można uznać za zaliczony i bardzo udany :) Zakwaterowaliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Po zmroku Aga, Paweł i Michał pojechali sobie pojeździć po okolicy. Ja zostałam, za dobrze mi się leżało :P Po powrocie już wszyscy poszli spać, regenerwać siły na powrót do Rzeszowa.
#