Beskid Niski + Bieszczady. Dzień 3. I ostatni :(
Wtorek, 3 sierpnia 2010 | dodano:10.08.2010Kategoria Cross
Km: | 114.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:07 | km/h: | 22.42 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Cyco Fitness |
Szczerze mówiąc, nie wyspałam się tej nocy :( Tu coś mnie gniotło, śpiwór się powykręcał, poduszka uciekała itd. Szkoda gadać. Ale i tak trzeba ruszyć tyłek i zbierać się :D Pierwszym krokiem do zebrania się było złożenie śpiworów i superpompowanych poduszek z Tesco :D Od razu zrobiło się więcej miejsca w śpiworze. Teraz można przejść do następnego kroku, czyli do śniadania. Na śniadanie oczywiście chleb i konserwa :D Ja, która kilka lat byłam wegetarianką, przez cały wyjazd żywiłam się konserwami hehe :) Ludzie się zmieniają ;p
Po śniadaniu zbieranie reszty klamotów do sakw, składanie na miotu, i pożegnalne zdjęcie z Miśkiem :) W tym samym miejscu i na tym samym tle jak 2 lata temu. Ehhh sentymentalnie ;)
Jak to mówią, komu w drogę temu czas, więc ruszyliśmy po 9 ;p Kuba odwiózł nas do Leska do Biedronki. Tam Paweł poszedł na zakupy i kupił nam pysznego loda, mniam :) Tam już na serio rozstaliśmy się z Miśkiem. On w swoją stronę a my w swoją. Jakoś tak nawet lajtowo się jechało. Nie wiem czemu powrót do domu zajął nam więcej czasu niż 2 lata temu :D Miałam lepszego speeda i w ogóle... Może po prostu te przerwy tak rozciągnęły czas. W każdym razie wtedy żaden podjazd nie był mi straszny! Zagórz i Jawornik Niebylecki to pikuś :D Kiedyś bym tak nie powiedziała ;) Zapowietrzyłam się wtedy na końcówce podjazdu w Jaworniku. Płakałam i śmiałam się jednocześnie, zgłupiałam, nie wiedziałam co robić ;p Ale było git. W tym roku czuje przyrost kondycji :)
Po śniadaniu zbieranie reszty klamotów do sakw, składanie na miotu, i pożegnalne zdjęcie z Miśkiem :) W tym samym miejscu i na tym samym tle jak 2 lata temu. Ehhh sentymentalnie ;)
Jak to mówią, komu w drogę temu czas, więc ruszyliśmy po 9 ;p Kuba odwiózł nas do Leska do Biedronki. Tam Paweł poszedł na zakupy i kupił nam pysznego loda, mniam :) Tam już na serio rozstaliśmy się z Miśkiem. On w swoją stronę a my w swoją. Jakoś tak nawet lajtowo się jechało. Nie wiem czemu powrót do domu zajął nam więcej czasu niż 2 lata temu :D Miałam lepszego speeda i w ogóle... Może po prostu te przerwy tak rozciągnęły czas. W każdym razie wtedy żaden podjazd nie był mi straszny! Zagórz i Jawornik Niebylecki to pikuś :D Kiedyś bym tak nie powiedziała ;) Zapowietrzyłam się wtedy na końcówce podjazdu w Jaworniku. Płakałam i śmiałam się jednocześnie, zgłupiałam, nie wiedziałam co robić ;p Ale było git. W tym roku czuje przyrost kondycji :)